Kompot z suszu, czyli wigilijna klasyka. Pojawia się niemal na każdym świątecznym stole. W dzieciństwie kojarzył mi się z przymusem i czymś, co trzeba było wypić jednym duszkiem. Gdy dorosłam przygotowałam jego własną, cudownie rozgrzewającą i smakowitą wersję. 😊
Kompot z suszu:
- 500g mieszanki suszonych owoców (u mnie - jabłka, morele, śliwki)
- dodatkowe 100g suszonych jabłek
- 150g rodzynek (u mnie bursztynowe)
- 1,5 litra gorącej wody + ok. 1-1,5l zimnej
- 4 łyżki miodu
- 1 pomarańcza
- 10 goździków
- 3 łyżeczki imbiru
- cynamon, anyż (opcjonalnie)
Suszone owoce płuczę pod zimną wodą, a następnie wkładam je do sporego garnka (trzeba pamiętać, że podczas namaczania i gotowania napęcznieją). Zalewam je 1,5l gorącej wody i odstawiam na noc lub na kilka godzin.
Następnego dnia do owoców, które napęczniały dodaję pokrojoną w plastry pomarańczę, miód, goździki oraz imbir. Można dodać także 3-4 gwiazdki anyżu oraz laskę cynamonu. Zalewam wszystko kolejną partią wody (ok. 1,5l), tak by całkowicie je przykryła.
Mieszankę gotuję na wolnym ogniu ok. 30 minut, tak by owoce zmiękły, ale się nie rozpadały. Gotowe!
Kompot jest słodki, więc przed podaniem można go dodatkowo nieco rozwodnić. Owoce śmiało można podać na podwieczorek lub użyć do zrobienia pysznej marmolady.
Tak przygotowany kompot jest cudownie rozgrzewający i aromatyczny. Dodatek imbiru poprawi także trawienie, co przyda się po dość ciężkostrawnej i sycącej wieczerzy wigilijnej. Smacznego! 😊
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz